Adam Snarski

Autobus do Polski (7) Saksy są okey

Powoli, bez pośpiechu. Zwolnij Wać Panie! Podróż trwa 26 godzin, teoretycznie mógłbym nawiązać znajomość przynajmniej z większością ludzi w autobusie. Teoretycznie – bo wychodzi na to, że to i tak za mało czasu by przyjrzeć się każdemu dokładnie. A bohaterów toć nam nie brakuje!

Jak można? Zastanawiam się chyba od godziny. No jak?! Traktować nasz super pojazd pokonujący tysiące kilometrów, brnący do celu emigracji jak jadalnie, spiżarnie, sypialnie, pralnie, przymierzalnie i Bóg jeden wie co jeszcze. I tak na ten przykład, siadła taka jedna ze swoim lowersem, choć na kochanków wcale nie wyglądali. Siedli i gnieść się zaczęli. Para buch! Koła w ruch! Nagle świst, nagle gwizd i dudni i stuka i puka- zziajana, zdyszana ta nasza polska maszyna made in Germany. No i stało się. Było tak miło, a stać się musiało. Wstała któraś Pani Barbara, leci i pędzi przez środek autokaru co tchu. Zieleni się i czerwieni. Przyglądam się i dziwie – ta czemu to tak gna, taranując swym atutem pięknej kobiecej, smukłej zresztą nogi, wszystko co ma po drodze. Podeszła do kochanków, uwagę zwróciła – bo nie przystoi młoda damo!

Z wewnątrz całego mnie wyparowało – Pani Barbaro! W cekinach świecących, w butach ze sztucznego materiału, o litości, ze złotą syntetyczną torbą i poliestrową bluzką. Złotko! Zakrzyczeć mi się zachciało – nie psuj tego!


Siadaj oglądaj umilacza polskiej podróży, czekoladki i wi-fi złociutka Ci przyniosę! Moja postawa niesłychanie odważnego arbitra sporów międzynarodowych na pograniczu jednej granicy z drugą efekty przyniosła. Rozejm nastał. A tu znów! Z drugiej strony barykady od naszej Barbary toczyć się akcja zaczyna. Pani Barbaro! Co za fluidy Pani z sobą do autobusu przyniosła w kieszeni.
– Jak wyglądam w tej sukience? Spoko.
-Nie marszczy mi się tam z tyłu? Jest okej.
-A jak się schylam to się aby nie podciąga za bardzo. Tam z lewej chyba się podnosi za sporo? Spoko.
-Może ten niebieski taki nie jest, no wiesz, taki nie za bardzo on jest chyba? Jest okej.
– Przymierzę żółtą, dobrze Stefanku? Spoko.
– I która lepsza, misiaczku? Obie są okej.
– A Ty którą wolisz, prosiaczku? Zieloną. Ale ja nie mam zielonej! To załóż niebieską. Przecież Ci się nie podobała! No to załóż żółtą. Stefanku! Żółta też Ci się nie podobała! To załóż obie, niebieski i żółty dadzą Ci zielony.

Po próbach i znojach założyła żółtą. Apokalipsa! Żółta poplamiła się sama w bagażu podręcznym! Ale cuda! A przecież sama nie miała prawa! Oprócz niej miałam tam tylko jeszcze dwie inne, trochę pasty greckiej, kilka gofrów z czekoladą, masło, a ser to przecież nie barwi – dziwować się bohaterka zaczęła. Jak to to, tak to to? Czyżby rzymianie na wozach jednoosiowych przybyli wraz z całym sztabem Galów by wybrudzić żółtą sukienkę międzynarodowej Pani M.?

– Nie, nie droga Pani, proszę mnie nie pytać. Absolutnie proszę nie pytać! Wstyd mi będzie, bo ja nikczemny, tym razem pralki nie zabrałem z sobą w tę podróż życia. Zwyczajnie zapomniałem! Apokalipsa!

I to jednak prawda, że człowiek uczy się przez całe życie…

Możliwość komentowania została wyłączona.

Kontakt:

e-mail: kontakt@adamsnarski.pl
telefon: 794 341 765

Media społecznościowe:

facebook: adamsnarskipl
twitter: snarskiadam